Nie mam się w co ubrać...

Dlaczego kupujemy nadmiernie kolorowe ubrania? Skąd w szafie fasony, kolory, wzory, które nijak ze sobą zestawić? 

Dlaczego masz w szafie tyle dziwnych i niepraktycznych ubrań ?






Długo męczył mnie ten temat, nie mogłam zrozumieć zjawiska. Żeby było jasne, moja szafa przez lata wyglądała dokładnie tak jak opisałam powyżej. Trwa jej odgruzowywanie, trwa już wiele miesięcy, ale zmierzamy ku dobremu. Ład, porządek i spójność są coraz bliżej.

Ale nie zmieniajmy tematu. Co jest nie tak podczas robienia zakupów, że kiedy przychodzi co do czego i trzeba  gdzieś wyjść nasze ubrania są ze sobą w nieustannym konflikcie?


Olśniło mnie kilka dni temu w samochodzie. Przyjrzałam się wtedy swojej stylizacji. Była tak prosta, że bardziej się już nie dało i zrozumiałam.


Przeciętna kobieta,  czyli ja i podejrzewam większość z was, ma na głowie milion spraw. Dzieci, praca, dom, inne tematy. Jesteśmy zabiegane i rozkojarzone. Czas jaki mamy dostępny  na zakupy i ich przemyślenie to jakieś trzy minuty. Ha ha, żartuje, bo często nie mamy aż tyle. Więc decyzje podejmujemy w biegu, szybko, bez namysłu.


Muszę kupić buty i nie ma czasu na ich zbytnie analizowanie, biorę ! 


Widziałam ten płaszcz u koleżanki, bardzo mi się podobał, biorę ! 


Och, jaki cudny sweterek wyświetlił mi się w telefonie, biorę !












Tak powstaje szafa zbudowana na pośpiechu, chwili, impulsie i chwilowym zauroczeniu. Oto ona, garderoba z piekła rodem, w której nie dość, że nic do siebie nie pasuje to jeszcze wyglądamy w tym delikatnie mówiąc koszmarnie. 

To jeden z mechanizmie powstawiania niejednolitej szafy. Taki rozgardiasz zdarza się chociażby kiedy budżet jest bardzo ograniczony. Sama przerabiałam to wiele razy. Chcemy kupić chociażby botki. Marzą nam się jedne czarne, jedne karmelowe, a i sztyblety by się przydały. Życie jednak weryfikuje potrzeby i finanse pozwalają na zakup tylko jednej pary. Wtedy uruchamia się mechanizm "na bogato”. Co to oznacza w praktyce? Nic innego jak wybranie takiej pary , która wyda się „droga”i „luksusuwa”. W praktyce wychodzi, że zamiast kupić klasyczny model, który sprawdzi się przez cały sezon i w następnym też będzie nadal modny , to w szafie pojawia się koszmarek, który nijak nie przyda się w następnym sezonie. Odliczamy więc dni, kiedy będzie można go przestać nosić i zmieni się pora roku. Wyrzucić  i zapomnieć. Pieniądze wydane, buty wyrzucone, w szafie nieład. Podobnie jest z innymi elementami garderoby. Kupujemy bluzkę w krzykliwym kolorze bo w gazecie pisali, że jest modny, bo tak rzadko sobie coś kupuje, że mysi być „ekstra”. Ostatecznie do niczego nie pasuje, dalej nie ma co ubrać, a pieniądze wydane. 








Ciężko zbudować spójną garderobę  kiedy z każdej strony atakują nowe trendy, a koleżanki w pracy prześcigają się w tym , która jest bardziej stylowa w tym sezonie. Zauważcie, że same oceniamy za najbardziej stylowe, te koleżanki, które noszą się spójnie , a jedynie okazjonalnie pozwalają sobie na dzikie modowe wyskoki. 


Zapytacie jak tego dokonać? Dla mnie początkiem były bardzo drastyczne porządki w szafie. Koniec sentymentów, że z czymś mam wspomnienia, albo coś było drogie. Koniec z mrzonkami, że jeszcze będzie modne, albo może jeszcze ubiorę. Po takiej selekcji zostało mi naprawdę mało ubrań, ale gdy spojrzałam na tą małą stertę zdałam sobie sprawę, że tak naprawdę tylko w tym chodzę, a reszta, którą odłożyłam była tylko zapychaczem w szafie. Poczułam przestrzeń i chęć do „kombinowania. Nagle wróciła dobra zabawa, bo jak się ma mało ubrań trzeba kombinować, żeby było fajnie. 

Na początek zostałam tylko z tym co było. Żadnego kupowania. Niech sytuacja się wyklaruje. Okazało się, że dokupić trzeba niewiele. Sweter, kilka koszulek, jeansy. Buty dojeżdżam systematycznie i ograniczam ich liczbę. Okazało się, ze nie potrzebuję pięciu par balerinek na lato. Przeżyłam i nie czułam się jakoś specjalnie modowo uboższa. Nadchodzi jesień, a mój arsenał zimowych butów raczej się zmniejszy bo już kilka par wytypowałam do odstrzału. 






Odzieżowe wpadki nadal pojawiają się w mojej szafie, ale jest ich coraz mniej. Staram się być obiektywna i nie poddawać chwilowym miłościom. Kupuję to co jest mi potrzebne, a kiedy mam ochotę na modowe szaleństwo z cyklu „chcę czegoś szalonego” to lecę do lumpeksu. Nie zbankrutuje nawet jeśli to będzie wpadka modowa. Modowy smaczek w stylizacji pełnią u mnie dodatki. Ciekawy pasek, apaszka czy inny gadżet poodkręcają cały bazowy look. 


Pozostaje jeszcze kwestia góry  ubrań po selekcji. Moja góra została rozdana koleżankom, cześć ubrań przydała się mojej mamie, a resztę sprzedałam na Vinted. Pamiętajcie, że jeśli nam coś nie pasuje, to nie znaczy, że jest do niczego. Być może ktoś inny będzie w tym  świetnie wyglądał. 


Przede mną jesienna selekcja. Buty wstępnie już posegregowałam, zostały swetry i płaszcze. Jedyną rzeczą jaką muszę kupić to jeansy bo stare już się wydarły. Będą klasyczne i bez fajerwerków bo mają mi długo posłużyć. 









Komentarze

Popularne posty