Rytuały piękna
Długo nie miałam żadnych. Wydawało mi się, że napięta i promienna skóra są na zawsze, że nie zaczną przemijać i mnie to nie dotyczy. Jakże to było naiwne. Przemijanie nieuchronnie dopadnie każdego, dopadło też i mnie. W pierwszym momencie pojawiła się panika i problemy z akceptacją nowej wersji siebie. Pierwsze zmarszczki, cellulit... . Nie ukrywam, że był to dla mnie wstrząs. Tak wstrząśnięta i pełna paniki nie pozostawiłam tego wszystkiego i wzięłam się do roboty. Zaczęłam czytać i szukać informacji jak te wszystkie procesy zachodzą i jakie mam możliwości by je spowolnić. Okazało się, że wachlarz metod jest ogromy i tak naprawdę zależy od grubości portfela i poziomu ingerencji na jaki chcę się zdecydować. Głowa puchła, a natłok informacji przytłaczał. Nie miałam pojęcia, które opinie są rzetelne i jak zabrać się do tego wszystkiego. Wiedziałam jednak, że chcę o siebie zadbać i zacząć wdrażać rytuały codziennej pielęgnacji. Przetestowałam wiele domowych metod i masę różnych produktów. Od tych drogich po te w naprawdę przystępnej cenie. Używałam produktów znanych marek kosmetycznych, ale też tych niszowych. Poznawałam swoje ciało, skórę i reakcje na zadawane sobie zabiegi. Droga była długa i kręta, niepozbawiona nieprzewidzianych zwrotów akcji. Chcę wam opowiedzieć o zwyczajach pielęgnacyjnych, które przetestowałam i zdały rezultat.
Na pierwszy ogień szczotkowanie ciała. Przeczytałam kiedyś wywiad z Cindy Crawford, w którym opowiadała o codziennym rytuale jakim jest szczotkowanie ciała na sucho. Jako, że Cindy jest niekwestionowaną ikoną, a jej ciało mimo upływającego czasu jest przepiękne, postanowiłam spróbować. Nie jest to zabieg kosztowny, a w domu miałam szczotkę do ciała z masującym wypustkami, więc kosztów nie było żadnych. Nie pozostało nic innego jak wdrożyć w życie codzienny zabieg.
Szczotkuję się codziennie przed kąpielą.
Odkąd zaczęłam to robić zauważyłam zwłaszcza na udach i pośladkach duża poprawę
w jędrności skory. Od pierwszego szczotkowania minęło już kilka lat, ale z tego
zabiegu jestem bardzo zadowolona i praktycznie go nie pomijam. Jest to świetne
uzupełnienie peelingów. Kiedy chcę uzyskać lepszy efekt wygładzania i
złuszczania skóry wybieram rękawicę kąpielową i nią na sucho przecieram ciało.
To chyba mój ulubiony domowy zabieg pielęgnacyjny i dlatego trafił na początek
listy.
Inny rytuał który uwielbiam to masaż twarzy. Zwykle robię go już
w łóżku przed spaniem po nałożeniu serum lub olejku. Ten zabieg pomógł mi
zredukować lwią zmarszczkę między oczami. Codzienna ekspresja twarzy
sprawia, że wieczorem skóra twarzy jest napięta, dlatego ten masaż pomaga rozluźnić się
mięśniom i ograniczyć powstawianie zmarszczek. Lubię ten zabieg bo jest bardzo
przyjemny i dobrze mi się po nim zasypia. Do masażu używam płytki Gua Sha lub
wałka jadelitowego. Z wałkiem mam też inny trik. Kiedy rano jestem niewyspana,
a pod oczami pojawia się opuchlizna to wkładam wałek do lodówki na kwadrans
i takim schłodzonym wykonuję masaż twarzy w szczególności pod oczami.
Skutecznie ściąga poranną opuchliznę i przyjemnie orzeźwia. To tez dobry sposób
na rozbudzenie dla wszystkich śpiochów.
Żeby wykonać masaż płytką Gua Sha trzeba nanieść na oczyszczoną
skórę twarzy olejek do masażu lub krem albo serum. Moje ulubione to retinol z The Ordinary lub serum z Samarite. Dzięki lekkiemu poślizgowi płytka ładnie
rozmasowuje twarz. Kiedy używam wałka jadelitowego niekoniecznie trzeba stosować olejek.
Nawilżanie! Teraz pewnie będziecie zaskoczeni, ale jako nastolatka nie znosiłam kremować ciała. Wtedy może nie musiałam, ale dziś nie ma możliwości, żebym pominęła ten etap. Jestem jednak wybredna i ciężko żeby balsam mnie zadowolił. Zwykle konsystencja balsamu jest za lekka, a masła do ciała znów są za ciężkie. Uwielbiam olejki. Często sięgam po zwykłą oliwkę dla dzieci chociaż moje ulubione olejki to Clarins i Eveline. Od czasu do czasu wybieram też olej kokosowy. Trzeba tylko pamiętać, aby stał w ciepłym miejscu bo w chłodnej łazience zmienia stan skupienia na stały. Z czasem przyzwyczaiłam się do nawilżania ciała i polubiłam je, chociaż był to rytuał, który najtrudniej było mi wypracować.
Na koniec klasyka czyli oczyszczanie . Chyba od czasu do czasu wszystkie grzeszymy w tej kwestii. Ile razy nie chciało Ci się dokładnie oczyścić twarzy po całym dniu i poszłaś spać w makijażu? Oj, znamy to. Czasami ciężko wykrzesać odrobinę energii by wykonać wszystkie kroki oczyszczania. W moim przypadku taki grzech skutkuje strasznym pryszczem więc raczej nie zdarza mi się pomijanie tej czynności. To nawyk, którego wyrobienie jest niezbędne, aby cera była świeża i promienna każdego dnia.
Na początek żel do mycia twarzy
lub pianka. Ostatnio używam z Neutrogeny, ale bardzo lubię też piankę z Soraya
lub czarne mydło z Biotanique. Następnie tonik drenujący z The Ordinary i jakiś
zwykły łagodzący tonik. Obecnie używam aloesowego z Ziaja, ale nie mam tutaj
szczególnie ulubionego. Na sam koniec spryskuję twarz wodą różana i tutaj akurat mam
ulubioną i jest z Ala.
Wszystkie te czynności i zwyczaje musiałam w sobie wypracować. Z natury jestem mało systematyczna więc zdyscyplinowanie się w tej kwestii było jednym z wyzwań, ale też sukcesów w pracy nad samą sobą. W tym roku mam zamiar poszerzyć gamę dobrych rytuałów nie tylko dotyczących ciała ale także umysłu, ale to już temat na inny wpis.
Codzienna pielęgnacja jest niezmiernie ważna jednak bez zdrowej diety, nawadniania , aktywności fizycznej i higienicznego trybu życia jak choćby odpowiedniej ilości snu czy unikania używek, same w sobie nie będą wystarczające. Tymczasem życzę wam dobrego wieczoru i wytrwałości w wypracowywaniu rytuałów oraz abyście dbali o siebie kompleksowo.
Komentarze
Prześlij komentarz