Co to był za rok!
Co to był za rok!
Jest poranek. Na zewnątrz mróz. Auta skąpane są mroźną powłoczką, a moje odkryte ramiona pokryte małą gęsia skórką. Wypiłam już kawę i tylko wsłuchuję się w rytm oddechu. Ulice opustoszałe jak po apokalipsie. Hmm... apokalipsie. Trochę tak jest.
Tyle się zmieniło. Największa nauka to żeby nic za sztywno nie planować. Wszystko zmieniło się tak totalnie, a niektóre moje wyobrażenia zwyczajnie trafił szlag. Część nie była pomyślna, ale dobra też wydarzyło się bardzo dużo. Wiele zmian było gwałtownych i praktycznie z dnia na dzień, a na inne inne mogłam się przygotować. Kiedyś opowiem wam o tym najbardziej szalonym jak dotąd okresie mojego życia jednak jeszcze sporo układam sobie w głowie. Piszę o tym bo chcę żebyście drodzy czytelnicy na sekundę zatrzymali się nad własnymi życiowymi zmianami i przetrawili te złe, ale przede wszystkim poszukali tych dobrych. Mniejsze lub większe, ale coś na pewno się znajdzie. Mały gest, wielka zmiana, nowy projekt?
Wiele osób chciało by rok 2020 się już skończył. Pandemia, problemy w firmach, kryzys gospodarczy i straty najbliższych. Nie znam nikogo kogo by to ominęło. Na jakimś etapie przyszło to do każdego. Ten rok dał nam wszystkim niezły wycisk. Weryfikacji poddany został każdy aspekt życia i wszystkie relacje międzyludzkie. Od tych głębokich po płytkie i prozaiczne. Niektóre przetrwały i zdały egzamin zbliżając ludzi, a inne okazały się nietrwałe. To był ciężki rok i z tym nie da się dyskutować. Kiedy pisałam poprzednie podsumowanie wydawało mi się, że zaszło w moim życiu wiele zmian, że rok 2019 był przełomowy. Jakże mylne było to przeświadczenie. Odchodzący 2020 podbił stawkę nieprzewidywalności, trosk i zamieszania. Wolałabym, żeby nadchodzący raczej nie chciał w tych kwestiach z nim konkurować. Czas pokaże.
Nosimy maski, nie wychodzimy z domu, pracujemy zdalnie, borykamy się z problemami w firmach stojących na skraju bankructwa, próbujemy uporać się po stracie bliskich. Za nami rok pandemii, ale też protestów, strajków i prób dojścia zwykłego szarego człowieka do głosu. Rok, który obudził nas z letargu, wstrząsnął nami i nas sponiewierał. Był bezwzględny, brutalny i konsekwentnie nas dobijał.
Z doświadczenia wiem, że trudne życiowe sytuacje nauczyły mnie więcej niż spokojne okresy. Przykro mi, że upływający 2020 rok był taki, że zapłaciliśmy wysoką cenę za nabytą naukę. Nie chcę się jednak skupiać na złym. Było minęło, a czas uleczy rany. Trzeba wyciągnąć wnioski i iść na przód. Nauka choć tym razem droga mimo wszystko jest bezcenna. Pandemia z pewnością nas zwolniła. Pęd i gonitwa przymusowo zostały usunięte z życia. Trzeba było na nowo przewartościować życie i cele. Więcej zaczęło znaczyć być niż mieć. To akurat dobra sprawa. Bieg nie pozwala spojrzeć na drugiego człowieka, zastanowić się nad nim i jego losem. Przymusowy hamulec zmusił nas nie tylko do refleksji nad drugim człowiekiem, ale do jakiegoś takiego zjednoczenia i wspólnej pomocy.
Dziś wchodzimy w nowy rok. Jestem pełna obaw, ale też nadziei i wiary, że najgorsze już za nami, a życie wróci powoli do normy. Oby tylko w tej nowej normie nie wpaść znów w błędne koło gonitwy. Wiem też, że nie będę już planować dalekiej przyszłości. Lepiej żyć w miarę bliską przyszłością i skupiać na rzeczywistych sprawach. Realizowaniu tu i teraz, a nie poświeceniu się mrzonkom.
Wiele godzin zajęło mi przemyślenie tego. Wiele razy dochodziłam do ściany i zastanawiałam jak sobie poradzić z wyzwanymi. Nauczyłam się robić krok wstecz i nabierać szerszej perspektywy. Nie zawsze taki życiowy ruch to cofanie się. Często by pójść naprzód trzeba najpierw zrobić ten przysłowiowy krok wstecz.
Pierwszego dnia nowego, miejmy nadzieję lepszego niż poprzedni, 2021 roku
życzę wam czytelnicy nagrania perspektywy, wyciagnięcia wniosków, nauki na
błędach i wytrwałości. Życzę wam miłości, pozytywnego nastawienia i wyleczenia
ran jakie przyniósł nam 2020. Wierzę gorąco, że za rok będziemy podsumowywać
nowy początek.
|
|
Komentarze
Prześlij komentarz