W kaloszach ku przygodzie
W ostatnich dniach deszcz nie opuszcza nas nawet na moment. Czuję się jakbym mieszkała w Anglii. Poranne mgły i nieustanna wilgoć stają się coraz bardziej przygnębiające i choć bardzo lubię deszczową pogodę to nawet mi powoli zaczyna to doskwierać. Koc i parząca w usta herbata to moi najlepsi sprzymierzeńcy. Niestety nie wszystko można załatwić z domu. Czasami trzeba opuścić wygodny i miękki fotel przy kominku i wystawić nas na zewnątrz. W takie dni jedynym słusznym wyborem obuwniczym stają się kalosze. Nawet jeśli wychodzę z domu w mokasynach czy botkach to ukochane kaloszki jadą ze mną w bagażniku. Moja niepokorna dusza i spontaniczność już nie raz nauczyły mnie, że jesienią kalosze warto mieć przy sobie. Spontaniczny przystanek w lesie na krótkie grzybobranie? Spacer nad rzeką? Zbieranie kasztanów? Dzięki kaloszom wszystko staje się możliwe, a ja nie jestem przemoczona i w efekcie przeziębiona.
Postawiłam na klasyczny fason w stylu oficerek i muszę przyznać, że był to strzał w dziesiątkę. Pasują mi do wielu stylizacji, a dzięki temu, że są wysokie pozwalają mi wędrować nawet w wysokiej i mokrej trawie.
Był taki moment kiedy marzyłam o tych najsławniejszych kaloszach. Dziś jestem sobie wdzięczna, że nie dokonałam takiego zakupu. W moich zwyczajnych czuję się doskonale i absolutnie nie mam poczucia, że jest mi ich szkoda kiedy przeskakuję kolejne zarośla. Może kiedyś sprawię sobie takie luksusowe, ale dziś te wystarczają mi w zupełności. Mam je już 4 lata i jestem bardzo zadowolona. To jeden z takich zakupów, który udowodnił mi, że zawsze należy kierować się intuicją, a nie ulegać ślepo trendom i obsesji posiadania tego co wszyscy i wyglądać jak wszyscy. Kiedy byłam nastolatką miałam ogromne kompleksy kiedy nie mogłam sobie pozwolić na ubrania z wyższej półki. Posiłkowałam się secand hand’ami polując na markowe perełki. Dziś wiem, że nie metka stanowi o stylu. Dziś wiem, że najważniejsze by czuć się dobrze, a wtedy zawsze wygląda się dobrze.
Komentarze
Prześlij komentarz