Czy minimalizm może być niebezpieczny?

 

Prawdę mówiąc biłam się z myślami czy dziś ma pojawić się wpis. Sytuacja w kraju stała się dramatyczna. Kobiety na ulicach walczące o swoje prawa. Czy powinnam w tym czasie publikować trywialny wpis o minimalizmie w szafie? Sama uczestniczę w protestach i spotykam się z kobietami. Rozmawiam z wami w mediach społecznościowych i jak tylko mogę wspieram walkę o prawo kobiet w Polsce do wyboru.  Życie jednak toczy się dalej, każda z nas pracuje, zajmuje się domem i innymi sprawami. Wiele głosów gdy wyrażałam swoje rozdarcie odnośnie wpisów w tym czasie brzmiało, że walczymy , ale nie przestajemy żyć i działać. Dlatego choć protestujemy dalej to publikuję wpis.

Wierzę, też, że nasze działania przyniosą efekty i będziemy mogły same o sobie decydować.




 

Kiedyś marzyłam o przepastnej garderobie z milionem par butów i stosem sukienek. Kojarzycie kinową część „Sex-u w wielkim mieście” i piękną garderobę, którą Mr.Big przygotował dla Carrie? Czyż nie jest to spełnienie naszych kobiecych marzeń? Codziennie rano wchodzić do pałacu pełnego kreacji, dodatków i butów? Przeglądać się w wielkich lustrach i dobierać kolejne stylizacje? Idealnie ustawione czółenka we wszystkich kolorach i  piękne sukienki wołające z cudownie przeszklonych półek?


Puff…


Koniec tych marzeń. Spójrzmy prawdzie w oczy. Ile z nas może pozwolić sobie na poświęcenie całego pomieszczenia na garderobę? Tym, którym się udało składam ogromne gratulacje, a sama chociaż faktycznie mogłam taką garderobę mieć, bo warunki mieszkaniowe pozwalają mi na to to, to jednak odpuściłam. Wiem, że po przeczytaniu tego zdania zastanawiacie się: dlaczego? Choć uwielbiam modę i przebieranki, to z wiekiem przyszło mi opamiętanie. Zdałam sobie sprawę, że takie masowe gromadzenie hitów sezonu i kolejnej pary raz ubranych butów prowadzi do nikąd. Powodowało namnażanie ubrań, o których zapominałam  i ich nie nosiłam. Prowadzi to też do błędnego koła kupowania tych samych ubrań bo w tej olbrzymiej ilości zapomina się, że już coś podobnego jest w szafie, bo zwyczajnie tego nie widzimy. Sama złapałam się na kupnie niemal identycznych butów, bo stare były głęboko schowane i całkowicie zapomniałam o ich istnieniu. Postanowiłam więc, że czas na odzieżową rewolucję. Wyzbyłam się ubrań, których nie noszę. 






Obecnie nowe kupuję albo w zastępstwie jakiejś zniszczonej sztuki lub po wielki przemyśleniu. Stwierdzenie wielkie przemyślenie nie jest nad wyrost. Często w moich internetowych koszykach ubrania potrafią przeleżeć  praktycznie cały sezon, a ja nasycona  ich oglądaniem w wirtualnej przestrzeni  ostatecznie nie dokonuję zakupu. Z wiekiem przyszła mi większa świadomość modowa i moich potrzeb w tej kwestii. Dziś coraz bardziej skłaniam się w stronę szafy kapsułowej i stopniowo wynaszam kolejne sztuki. Zdałam sobie też sprawę, że posiadanie pięciu karmelowych, ośmiu kremowych i miliona czarnych swetrów ani nie sprawia, że ubieram się ciekawiej ani tym bardziej nie daje mi żadnego poczucia szczęścia. Im mniej posiadam ubrań, tym bardziej muszę się nagłowić, aby nie wyglądać codziennie tak samo, chociaż tak jak pisałam ostatnio, mundurki to moja słabość. Od zawsze stawiałam w tym wszystkim na jakość, więc nadal mam 10-letnie buty i 12- letnią ramoneskę. Jako typowa przedstawicielka swojego gatunku „modowej wariatki” o wszystkie ubrania i dodatki bardzo dbam więc noszę je przez długie lata. Wróćmy też na chwilę do jakości. Są takie rzeczy, które kupuję jako tzw. „sezonówki ”. Są to np. baleriny. Zwykle wybieram te z sieciówek, bo raczej to zakup na 2 lata. Noszę je wszędzie, piorę w pralce i często dostają u mnie nieźle w kość. Gdybym kupiła drogie skórzane, byłoby mi zwyczajnie szkoda bo traktuję je jako buty zadaniowe.  Natomiast jeśli chodzi o wybór chociażby płaszcza zimowego tu już stawiam na jakość i klasykę. Klasyczny fason i dobry wełniany tweed to inwestycja, która się opłaca. Dlatego, gdy ktoś mnie pyta czy warto zainwestować w jakąś cześć garderoby zawsze pytam jak zamierza ją użytkować. Jeśli sukienka ma być wyłącznie na jednorazową okazję, to warto rozważyć przy zakupie kwestię ceny czy aby nie jest to zbyt wysoki wydatek. Za to za klasyczną małą czarną, którą będę nosić na wiele okazji i przez wiele lat jestem skłonna wydać małą fortunę.






Moja szafa przeszła olbrzymią transformację, z resztą jak ja sama. W moim przypadku to co noszę wyraża na jakim etapie w życiu jestem. Zatem wracając do pytania z tytułu czy minimalizm może być niebezpieczny? Nadmierna skrajność w każdą stronę nigdy nie jest korzystna, ale myślę, że kiedy odrobinę zredukujecie niepotrzebne przedmioty wokół siebie, w tym ubrania, poczujecie podobną ulgę i poczucie przestrzeni jak ja.

Komentarze

  1. Masz dużo racji 😉 Chociaż sama kiedyś gromadziłam dużo torebek, butów i biżuterii dziś już tego nie robię i wcale nie czuję się z tym źle 🤷 Ale faktycznie coś w tym jest, żeby przejrzeć swoją szafę i trzymać się klasyków, które nadadzą się wszędzie. Mnie jakoś ciężko się do tego zabrać, nie wiem z czego to wynika 🤷 Wbrew pozorom mam w szafie dużo rzeczy kilkuletnich 🙈 i wciąż je noszę. Ciężko byłoby mi się z nimi rozstać. Ale może w końcu nadejdzie ten dzień, że pozbędę się połowy ubrań 🙈

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zauważyłam u siebie, że ciężko mi się rozstać z rzeczami, do których mam sentyment i nadal mam kilka takich sztuk. Życzę powodzenia w dalszej rewolucji.

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty